niedziela, 30 września 2012

Zaina



Mój mózg pochłonięty był oglądaniem jakiś arabskich seriali, które ani troszkę mnie nie bawiły. Były jak Zayn, dokładnie jak on. Pełno osób chodziło po ekranie w czarnych włosach i czekoladowych tęczówkach, które podbiły moje serce. Przypomniało mi się jego pierwsze spojrzenie, jak zatonęłam w jego paczałakach, nieziemskich oczach, które skrywały coś czego nie mogłam pojąc. Teraz już mam tego świadomość, miłość do mnie. Do tej pory nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, która pieści serce miłością. Pierwsze spotkanie z Zayne było czymś w stylu tysięcy motylków w brzuchu, które i tak doznawałam przy każdym jego dotknięciu. Przy jego ciemnych ustach lekko muskających moje, oddechu, który czułam na swoim policzku, perfum, które robiły z moich nóg watę, włosów, ułożonych jak najlepiej i oczywiście jego ogromnego torsu bez, którego nie mogłam żyć. Kochałam tego wariata, tego mojego kochanego wariata. Dowodem naszej miłości był właśnie Javadd. Miał mi on w pełni przypominać Zayna, na zawsze, forever. Javadd był cząstką , który w pełni mnie oddawała. Chwyciłam ręką brzuch i lekko go pogłaskałam, czując kopnięcie, które nasilało się z minuty na minutę. Zignorowałam to i poszłam poskładać pranie. Odłożyłam kubek z herbatą i poszłam w kierunku sypialni trzymając wielki kosz ubrań. Po drodze kilka bluzek Zayna opadło mi na schodach, schyliłam się po nie i nie mogłam wytrzymać z bólu, Skurcze były tak mocne, że opadłam na schody, chwytając komórkę w dłoń. Na wyświetlaczu widniał jako pierwszy numer Zayna.


 Wykręciłam i czekałam cicho jęcząc do słuchawki:
-Halo, kochanie?
-Zayn, dobrze, że Cię słyszę, musisz przyjechać do domu. Przerwałam, ból odebrał mi mowę.
-Lena, co się stało?
-To już!- wybełkotałam
-Co już? Leno jaśniej.
-Ja rodzę! -wykrzyczałam do komórki
-Bożę, Lena już jadę. Będę jak najszybciej. Moja siostra jest w Londynie, zawiezie Cię do szpitala. Ja dotrę później, Leno daj radę! Boże chłopaki to już- wykrzyczał.
-Zayn, ał, ał nie dam rady. Okropnie mnie boli, o oł wody mi odeszły.
-Lena, już jestem w samochodzie, a Liam dzwoni do mojej siostry. Mieszka niedaleko, wiec zaraz będzie. Przyj i głęboko oddychaj- słyszałam głos Harrego.
-A co robię! Styles
-Skurcze jeszcze bardziej się nasiliły i były coraz częściej, co 5 min.
Po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Powiedziałam-otwarte, do cholery! W drzwiach ukazała się postać brunetki bardzo podobnej do Zayna. Domyśliła się, że to Donya:
-Boż, co ci się stało, czekaj pomogę Ci wstać. Jacie tak to jest jak mój braciszek zapłodni kogoś. No widzisz taka nasza krew, każde dziecko naszego taty było duże, a Zayn to też facet, czyli odziedziczył to po ojcu.
-Możesz mi pomóc! Ja tu jestem! i rodzę!
-Już, już!
Jechałyśmy tak szybko jak tylko się dało i do najbliższego szpitala. Po nie spełnia 10 min. skurczów co 2 min. Donya oddała mnie w ręce specjalistów, którzy od razu przewieźli mnie na salę. Zdziwiło mnie to, że nie na porodówkę, tylko na położniczą. Zaczęli robić mi przeróżne badania, kiedy ja tak strasznie cierpiałam.  Zrobiło mi się lepiej, kiedy usłyszałam Zayna rozkazującego lekarzowi  aby natychmiastowo zawiózł mnie na porodówkę. Po chwili już tam byłam, z Zaynem u boku. Kazali mi mocno przeć. Zayn pomagał mi, jakby normalnie się na tym znał. Po niespełna 2h usłyszałam lekarza, mówiącego: Widzę główkę, ostatnie mocne pchnięcie i ...Z resztek sił  wzięłam oddech i zaczęłam przeć . Usłyszałam tylko płacz dziecka i słowa lekarza: Mają państwo córeczkę, gratuluję. Ładny ma głos!
-Odziedziczyła po tacie- powiedział dumnie Zayn- Lena mamy córeczkę- to była ostatnia rzecz, którą usłyszałam.
***Zayn***

Lena powoli zamykała oczy, a z oddali słychać było przeraźliwe pikanie. Myślałem, że ją stracę, że to będzie koniec nas, naszej miłości.
-Proszę Pana, proszę opuścić salę, musimy reanimować.
Wyszedłem  ze łzami w oczach na korytarz. Nic mnie teraz nie interesowało, ominąłem tłum reporterów i usiadłem obok moich przyjaciół.
-Zayn, zayn co się stało? Co z Leną? zapytała moja mama, która przyjechała  w międzyczasie- synku, co się dzieje?
-Mamo, Lena, Lena, ona straciła przytomność. Reanimują ją- powiedziałem przytulając się do mamy.
-Zayn, nie płacz obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze. A przynajmniej urodziła?
-Mamo, mam córeczkę- powiedziałem z lekką radością.
-Ale miał być Javadd- powiedział oschle tato.
-Jak możesz mu teraz takie coś mówić, nie widzisz jaki jest załamany?


Nagle podeszła do mnie pielęgniarka trzymając moją córeczkę. Chwyciłem ją i poczułem to, poczułem, że jestem ojcem, że mam dziecko. Wszyscy gratulowali mi tak pięknego dziecka. Przypominała mi Lenę, ale i tak wszyscy mówili, że podobna jest do mnie. Po 1h przyszedł lekarz i poprosił mnie na stronę:
-CO, z Leną, co z moją narzeczoną?
-Zapewniam pana, że to była tylko chwilka słabości i żyje,  i chce żeby pan przyszedł.
-Nie wierzę, naprawdę?
-Tak, proszę, oto dokumenty do podpisania.
Wziąłem te papiery i przytuliłem mocno lekarza. Chwyciłem małą w ręce i poszedłem do wskazanej przez lekarza sali. Lena leżała tam cała sina. Podeszłem do łóżka i pokazałem jej nasz dorobek. Nasz skarb, słoneczko. Lena uśmiechnęła się do mnie mówiąc:
-Pocałuj mnie, bo nie wytrzymam!
Musnąłem jej delikatne usta, zmieniając to w namiętny pocałunek. Niestety przerwała nam mała, która zaczęła się śmiać.
-Już ją pokochałem, zobacz jak się szczerzy-powiedziałem do Leny.
-Uśmiech po tatusiu, normalnie identycznie się szczerzycie i te czekoladowe tęczówki. Normalnie żeńska werwa CIEBIE.
-To się ma  w genach, umiemy robić ładne dzieci.
-Nie zaprzeczam.
-Może zrobimy całą armię?!- wypaliłem
-Może nie całaą armię , ale dwójkę to tak. Co tam masz w ręku?
-A to jakieś papiery co mamy wypełnić.
-No to dawaj!
Chwilkę tak odpowiadaliśmy na te nadzwyczajne pytania, kiedy zetknęliśmy się z : Imię dziecka.
-Leno, ja wiem jak ją możemy nazwać.
-Jak kochanie?
-Piękna, czyli po arabsku Zaina.
-Tak jak ty tylko w wersji żeńskiej, bo przecież ty tak masz na imię- piękny.
-Wiem, ale ona jest piękniejsza nawet ode mnie. Czysta Zaina Malik.
-Jak ja Cię kocham Malik!
-A ja Ciebie Calder!
10min. później
Czemu ona tak ryczy?-zapytałem
-Może jest głodna?- odpowiedziała Lena
-Okey, to gdzie butelka?
-Jaka butelka, nie ma butelki, dziecko karmi się piersią.
-Co jaką piersią, piersi są tylko moje.
-No, musisz się podzielić z Zainą, żeby przestała płakać.
-No dobraaa niech Ci będzie.
Lena lekko odchuliła koszulę, wykładając ze stanika pierś, którą następnie Zaina zaczęła ssac.
-Boże, jak to łaskocze, ja się chyba nie przyzwyczaję.
-Jak ja Ci tak robiłem, to Cię nie łaskotało!
-Zayn! ty to robiłeś 9 miesięcy temu. A poza tym moje jęki wtedy chyba wskazywały na to, że mi się bardzooo podobało.
-To czemu mówisz, że ona robi to lepiej?!
-Ja nic takiego nie powiedziałam, po prostu mnie to boli, bo bardzo mocno mi je ssie.
-Współczuję.
-Teraz to się zrobiłeś miły!- powiedziałam z poważną miną.
-No co taki mam charakter.
Naszą kłótnię przerwał specjalista w fartuchu. Chciał upewnić się, czy wszystko w porządku:
-Dzień dobry.- powiedziałam wkładając pierś z powrotem do stanika.
-Witam, przyszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku i powiedzieć co nie co , jak postępować z dzieckiem itd.
-Miło pana widzieć- powiedział lekko wkurzony Zayn.
-No więc tak, jutro będzie mogła Pani już z dzieckiem wyjść ze szpitala...
-Prze doktora, przed porodem, jak mieliśmy ten wypadek to mówiliście, że dziecko będzie miało  wadę serca.
-No, tak, jak pan widzi- chwycił kartę zdrowia- Zaina jest zdrowa, o ile mi wiadomo wcześniejsze badania wykonywał lekarz bez doświadczenia, który i tak już został zwolniony.
-Bogu dzięki- wysapał Zayn- Może Pan kontynuować.
-Dobrze, poród przeszedł pomyślnie. Dziecko nie odrzuca białka, więc może pani karmić ją piersią. Proszę nie wychodzić z dzieckiem do 8 tygodnia, występuje zagrożenie zapalenia płuc.
-Przepraszam,a kiedy Lenie, tam na dole wszystko wróci do normy- powiedział podnosząc moją koszulę.
-Zayn!- powiedziałam śmiejąc się.
-No,może to potrwać nawet do 2 tygodni, max 1 miesiąc.
-Cooo? tak długo mam czekać?!
Lekarz tylko wybuchł śmiechem i wyszedł z sali. Zostawiając nas znowu samych z małą Panną Malik.